czwartek, 20 kwietnia 2017

Od Virginii do Alexandra

- Mnie się nie dotyka - prychnęłam z wyraźną irytacją, mierząc wzrokiem nowo przybyłego. Na pierwszy rzut oka wydawał się być idealnym kandydatem na zwiadowcę, ale głupio byłoby od razu zaoferować mu najlepszą posadkę. Najpierw przemęczymy go przez wszystkie. Kolejne zdanie powiedziałam ciszej, ale tak by Alexander je usłyszał. - Cholerni Njubi.
- Njubi to nowy tak? - połapał się, a mnie pozostało tylko skinąć głową, żeby zaspokoić jego ciekawość. Błagam, zaraz zawołam kogoś, żeby się nim zajął. Jeszcze nigdy nie byłam niezadowolona ze świeżaka, sam jego widok sprawiał, że miałam ochotę komuś przywalić.
W dodatku prześladowało mnie przeświadczenie, że znam tego bruneta. Te piwne, głębokie oczy i iskrzące w nich rozbawienie i ten wyraz spokoju na jego twarzy.
Alex najwyraźniej zauważył, że się w niego wpatruję i odchrząknął znacząco. Na jego ustach błądził półuśmiech.
- No więc tak - wzięłam głęboki oddech, splatając przed sobą dłonie i odwracając się w stronę bruneta. - Idź do kuchni coś zjeść, przyjechałeś dość późno i nie dam rady cię oprowadzić.
Uniósł brew, rozglądając się dookoła.
- Kuchnia, kuchnia, kuchnia... - mruczał, patrząc na mnie bezradnie.
Westchnęłam.
- Chodź za mną - pociągnęłam go za rękę, nie siląc się na jakąkolwiek delikatność, acz chłopak nie wyglądał, jakby coś go bolało. Kierując się w stronę zabudowań tworzących Bazę, rozglądałam się dookoła, obserwując Streferów wyciągających zaopatrzenie z Pudła. Kilka osób zanosiło jedzenie do kuchni, inni znosili ubrania do kwater. Każdy znał swoje zadanie i to najbardziej rzucało się w oczy.
Znalazłszy się w pomieszczeniu jadalnianym, ruszyłam w stronę lodówki, by pod nieobecność Mallory, wyciągnąć stamtąd żywność. Cóż, zawsze zostawiała co nieco, doskonale wiedząc, że i tak zniknie. Jednak za każdym razem uznawała za stosowne wyżyć się na Bogu ducha winnym przechodzącym Streferze.
- Wolisz sałatkę ziemniaczaną czy kiełbasę z cebulą? - obróciłam się w stronę chłopaka, siedzącego przy jednym ze stołów.
- Sałatka - odpowiedział niemal bez wahania, dlatego nałożywszy porcję na talerz, podałam mu naczynie. Sama również skusiłam się na zapiekankę, skubiąc ją bezmyślnie. - Skoro i tak siedzimy, trochę ci opowiem. Te mury z dziurami to Labirynt. Otacza całą Strefę, czyli to wielkie pole na którym jesteśmy. Wrota - wskazałam na wolną przestrzeń - zamykają się co noc, chroniąc nas przed wszystkim upiornościami tejże plątaniny korytarzy. Głównie chodzi mi o Buldożerców, ale kto wie co jeszcze tam siedzi. Ale mimo pory nigdy pod żadnym pozorem nie wchodź do środka.

Alexander? Wybacz, że tak krótko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz