Wydęłam nieco wargi. To było trudniejsze pytanie niż mogłoby się zdawać. Nadal byłam wściekła i czułam, że jeśli czegoś z tym nie zrobię to go kopnę. A znając mnie kopnę go w ranę. Westchnęłam i powiedziałam zrezygnowanym tonem:
- Będę na ciebie czekać przy sadzie, ogay? - James wzruszył ramionami.
- Jak chcesz. - stwierdził i skierował się do Plastra. Ja natomiast poszłam do sadu. Dokładniej mówiąc do mojego ulubionego drzewa w sadzie. Była to potężna wiśnia, która o tej porze roku pachniała po prostu bosko. Wspięłam się na gałęzie i oparłam się o pień. Jestem już zmęczona tym wszystkim. Tym całym Labiryntem, Żukolcami, czy jak im tam... A najbardziej wkurza mnie ten brak pamięci! Czuję, że powinnam pamiętać coś bardzo ważnego, ale nie wiem co! Ugh! Oparłam głowę o korę. Spojrzałam na liście i westchnęłam smutno. I po co te nerwy? Przecież i tak tym nic nie wskóram... Tylko się niepotrzebnie wściekam i biję innych. Pewnie moi rodzice nie byliby ze mnie dumni... A zresztą... I tak ich nie znam. Nagle usłyszałam swoje imię.
- Marie! - spojrzałam w dół i zobaczyłam rozglądającego się Jamesa. Przewróciłam oczami i zeskoczyłam zgrabnie na ziemię. Dlaczego ludzie nigdy nie patrzą w górę?
- Hej. - powiedziałam i otrzepałam spodnie. James przyjrzał mi się w milczeniu. Kiedy na niego spojrzałam uśmiechnął się i spytał:
- To co? Kontynuujemy nasz spacer? - kiwnęłam głową. Odwróciliśmy się i oddaliliśmy się od drzewa. Po chwili zagadnęłam.
- Jak noga? - chłopak wzruszył ramionami i odrzekł:
- Lepiej. Skończyłaś już pracę? - zaśmiałam się krótko.
- Moja praca nigdy się nie kończy James. Mówię ci - zaraz przyjdzie Zack i będzie prosił o pomoc. Mam czasem wrażenie, że zastępuję mu matkę. - nagle poczułam coś w rodzaju bólu w okolicach brzucha. Zbladłam i położyłam rękę na tym miejscu. Czułam jakby czegoś tam... Brakowało. To uczucie minęło tak szybko jak przyszło. Potrząsnęłam głową i uśmiechnęłam się. James spojrzał na mnie zaniepokojony.
- To nic... Po prostu jestem trochę głodna. - zerwałam gruszkę z pobliskiego drzewa i wgryzłam się w nią. Tak to na pewno głód. Nie jadłam od kilku godzin. Spojrzałam na Jamesa, który uśmiechał się pobłażliwie.
- Musisz nieco bardziej uważać na siebie, skarbie. Nie chcielibyśmy, żebyś umarła z głodu, prawda? - posłałam mu mordercze spojrzenie.
- James, mój kochany kretynie, nie zamierzam się zagłodzić na śmierć. Prawda jest taka, że gdyby pewien osobnik nie powalił mnie na ziemię, zmierzałabym teraz do Patelni. - włożyłam w te słowa jak najwięcej jadu się dało. Nie odniosło to spodziewanego skutku, bo chłopak zachichotał.
- Nie ma za co, skarbie. - przewróciłam oczami. Śmiech Jamesa był jednak zbyt zaraźliwy, bo chwilę później zwijaliśmy się ze śmiechu.
<James, mój kochany ketynie? :D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz