- No proszę. Kolejny ranny ptaszek. - ciszę przerwała Robin, która ni stąd ni zowąd pojawiła się tuż za mną.
- Według mnie bardziej pasowałoby określenie Niewyspanego Zombie. - mruknąłem, zasłaniając usta przy ziewaniu.
- Co zamierzasz robić? - zapytała niby od niechcenia, zawiązując sznurówki swoich butów.
- Pójdę do labiryntu. Jestem w końcu Zwiadowcą, nie? - posłałem jej blady uśmiech i skierowałem się do Pokoju Map.
- Nie za wcześnie na śmiertelne życzenia? Poczekaj aż wstanie Tim albo Cindy.
Swój pierwszy wypad w korytarze labiryntu zaliczyłem w towarzystwie tej dwójki. Przyznam, całkiem spoko ludzie.
- Przecież w dzień nie ma Buldożerców. - zatrzymałem się i ponownie odwróciłem w stronę brunetki.
- Nie puszczę cię samego. Jesteś Świeżuchem. - zakomenderowała, a jej burzowo-niebieskie oczy wpatrywały się we mnie twardo.
- Dam sobie radę, kotku. - zapewniłem i znów zacząłem iść.
- Nie. - kątem oka zobaczyłem jak Robin kładzie dłonie na biodra i przekrzywia lekko głowę w ten charakterystyczny, nie znoszący sprzeciwu sposób.
- Ależ tak. - zaśmiałem się i zniknąłem za bambusowymi drzwiami Pokoju Map.
Chwyciłem jeden z przygotowanych wczoraj plecaków i założyłem go sobie na plecy. Był lekki i dobrze dopasowany. Następnym przystankiem przed wejściem do labiryntu była stołówka. Trochę dziwnie było skradać się po pustej kuchni Mallory. Zdążyłem się już dowiedzieć jak bardzo nie lubi nieproszonych gości, buszujących po szafkach. Zbliżyłem się do lodówki. Podczas przeczesywania jej zawartości usłyszałem ciche kroki Robin.
- Tobie też coś zrobić? - zapytałem, wyciągając sobie resztki sałatki ziemniaczanej z wczorajszej kolacji. Nikt się chyba nie skapnie, jeżeli trochę jej ubędzie, co?
- Już jadłam, a poza tym Mallory nie będzie zachwycona. - powiedziała obojętnym tonem.
- Chyba, że się nie dowie. - posłałem brunetce szelmowski uśmieszek, na co ona wywróciła tylko oczami.
- A skąd wiesz? - rzuciła przez ramię i wyszła z budynku, zostawiając mnie sam na sam z zimną sałatką.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Mimo tego, że Robin prawie zawsze pokazuje swą wyższą pozycję, a jej odpowiedzi przesiąkają ironicznym sarkazmem, to naprawdę zdążyłem ją polubić. Najbardziej uwielbiam się z nią droczyć i sam nie wiem dlaczego sprawia mi to wielką radochę.
Po szybkim zjedzeniu śniadania i umyciu talerzyka skierowałem się w stronę jednego z wejść do labiryntu. Kiedy przebiegałem truchtem przez ogromną bramę wschodnią poczułem chłód, bijący z korytarzy. Wciąż panował w nich mrok, a pnącza bluszczu wiły się w górę po gołym betonie. Korytarz był na tyle szeroki, że bez trudu mogłyby biec obok mnie jeszcze 4 osoby. Wreszcie dobiegłem do pierwszego rozwidlenia. Przypomniała mi się gdzieś zasłyszana regułka. Trzymaj się wyłącznie prawej strony i idź tak długo aż znajdziesz wyjście. Zdecydowałem się więc, że pójdę w prawo.
Po kilku kilometrach szybkiego truchtu dotarłem do ślepego zaułka. Już miałem zawracać kiedy moją uwagę przyciągnął napis. Niechlujne drukowane litery. Wyglądały tak, jakby ktoś w pośpiechu maznął je ogromnym pędzlem. Truchtem podbiegłem do nich, by móc je odczytać.
DEPARTAMENT ROZWOJU EKSPERYMENTÓW
STREFA ZAMKNIĘTA:
CZAS ZAGŁADY
ODNOWA
ODNOWA
Eksperymenty. Zagłada. Te słowa echem odbijały się w mojej czaszce, przyprawiając mnie o dreszcze. Czym prędzej zerwałem się do biegu. Spojrzałem na zegarek i uświadomiłem sobie, że mam jeszcze kupę czasu i mógłbym biec dalej, ale bałem się, że zapomnę treści napisu.
Po około dwóch godzinach znów znalazłem się w Strefie i moim jedynym aktualnym celem był Pokój Map. Zauważyłem, że Streferzy już dawno byli na nogach i zajmowali się swoimi sprawami.
- Hej, ty. - ktoś krzyknął - Jesteś Zwiadowcą, tak?
Zdyszany i spocony przystanąłem na chwilę przy jakiejś dziewczynie. Nie znałem jej i niemal żałowałem, że musi oglądać mnie w takim stanie. Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze, nie?
- Na to wygląda. - odparłem, posyłając jej lekki uśmiech i wzruszając ramionami.
- Widziałeś kiedyś Buldożercę? Jak wygląda? - zapytała, a w jej oczach pojawił się błysk czystej ciekawości - Opowiedz mi o nich, proszę.
To pytanie wydało mi się tak kosmiczne w tym momencie, że przez kilka sekund zastanawiałem się jak jej odpowiedzieć. Rudowłosa wyglądała jakby chciała zadać jeszcze kilka pytań, ale nie zdążyła, bo jedna z belek, które niosła, spadła jej na ziemię. Schyliłem się w tym samym momencie co nieznajoma i pomogłem jej ją podnieść. Zaskoczyło mnie to ile ta dziewczyna potrafiła unieść.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy, słońce. - mrugnąłem do niej, uśmiechając się - Nie obrazisz się, jeśli na twoje pytania odpowiem trochę później? Może podczas kolacji?
Zdawało mi się, czy też faktycznie przez jej twarz przemknął cień rozczarowania? Zniknął jednak tak szybko jak się pojawił.
- No dobrze. - uśmiechnęła się.
- Tak w ogóle to jestem Alex. - przedstawiłem się.
- Aloy.
- Daj, zaniosę. - zaproponowałem pomoc, niemal zapominając o słowach, które powtarzałem przez całą drogę powrotną.
Wziąłem część belek z rąk dziewczyny i zaniosłem je we wskazane przez nią miejsce. Grupka Budoli przyglądała nam się znad jakichś kartek, najpewniej planów budynków Bazy.
- Dobra. Muszę lecieć. - westchnąłem, zauważając kątem oka Robin - Do zobaczenia na kolacji.
Pomachałem na pożegnanie, a zanim Aloy zdołała mi odpowiedzieć byłem już w połowie drogi, dzielącej mnie od Głównego Opiekuna.
- Chodź ze mną do Pokoju Map. - powiedziałem, dobiegając do Robin i nie zatrzymując się potruchtałem dalej.
Brunetka zmierzyła mnie lekko zaskoczonym spojrzeniem. Najwyraźniej nie spodziewała się mnie tak szybko, ale podążyła za mną do jednego głównych budynków Bazy.
- Co jest? - zapytała krótko, gdy byliśmy już w środku.
Podszedłem do jednego z kartonów wypełnionych czystymi kartkami i kładąc jedną na stole chwyciłem za ołówek. Gorączkowo zacząłem wypisywać litery, które widziałem w labiryncie. Robin zajrzała mi przez ramię na te kilka wyrazów i usłyszałem jej westchnięcie.
- I? - zapytałem, pokazując kartkę dziewczynie.
- DRESZCZ. - odparła jakby to miało wszystko wyjaśniać. - To Stwórcy.
Zmarszczyłem brwi, wciąż nie do końca pewny do czego zmierzała. Robin znów teatralnie westchnęła i przewróciła oczami. Wyrwała mi kartkę papieru z rąk i po kolei wskazywała palcem na każde słowo.
- D R E S Z C Z. Nie słuchałeś jak Tim do ciebie mówił?
W końcu zajarzyłem. Faktycznie chłopak coś wspominał o napisach na ścianach tyle że nie powiedział mi ich treści. Naah... A myślałem, że znalazłem coś co pomoże nam się wyrwać z tej kupy klumpu. Podrapałem się w kark, patrząc wymownie w sufit.
- Nie przejmuj się. - pocieszenie Robin wydawało się być lekko wymuszone - Może jutro coś znajdziemy.
- Coś mi się zdaje, że sama w to nie wierzysz. - posłałem jej blady uśmiech i wyszedłem na zewnątrz.
- Nie wchodź już dzisiaj do labiryntu. Idź pomóż innym Streferom. - powiedziała, mijając mnie.
- Tak jest, szefowo. - mruknąłem bez entuzjazmu. Może w końcu się na coś przydam.
Kiedy Robin powiedziała idź i pomóż od razu pomyślałem o Aloy i złożonej obietnicy. Ostatnimi czasy dotrzymywanie obietnic wskoczyło na naprawdę wysoką pozycję na mojej liście ważności. Tak więc, po krótkiej chwili znów znalazłem się obok rudowłosej.
- Bu. - powiedziałem jej do ucha kiedy pochylała się nad jakimś planem.
Aloy podskoczyła, a jej wzrok błyskawicznie spoczął na mnie. Zaśmiałem się cicho, widząc jej reakcję.
- Nie strasz mnie więcej! - zmarszczyła brwi, chcąc być groźną, ale sekundę później jej twarz rozświetlił uśmiech.
Aloy? ^^ Wybacz, że musiałaś tak długo czekać xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz